Kryształ, który przechowuje wspomnienia
Zacznę pytaniem prosto z mostu. Gdzie nas pani zaprasza w tej rozmowie? Gdzie się obecnie znajdujemy?
Zapraszam Was do mojego rodzinnego miasta, jakim jest Bicz, a dokładnie do obiektu Skansen Bicz, który prowadzę razem rodziną – z mamą, tatą oraz siostrą. Znajdujemy się w Wielkopolsce ok. 15 km od Konina, 100 km od Poznania.
… i bardzo daleko od Śląska. Dla nas w zasadzie to taki teren, że już możemy mówić o wczasach, a i obiekt bardzo do tego zachęca. Gdy się na niego spojrzy, to wyczuwa się wyjątkowość nie tylko pod względem wy- stroju wnętrz, ale również atmosfery, jaka w nim panuje. Już po samych zdjęciach można odczuć rodzinnego ducha, a nie typowy komercyjny, korporacyjny projekt.
Obiekt powstał przede wszystkim z pasji mojego ojca. On już od bardzo wielu lat kolekcjonował zabytkowe przedmioty czy starodawne maszyny rolnicze. Ja sama ukończyłam studia chemiczne, więc tak naprawdę miałam zupełnie inne plany na przyszłość, a tymczasem moi rodzice wybudowali Skansen, zaczynając od części muzealnej i restauracyjnej. To z niej narodził się pomysł na utworzenie dużej sali bankietowej.
Być może dlatego odczuwa pan rodzinnego ducha, bo wnętrze sali jest inne, niż to, z czym tego typu obiekty nam się kojarzą. Nad wieloma salami bankietowymi znajdują się pokoje hotelowe, wobec cze- go ich konstrukcja jest bardzo podobna. My zdecydowaliśmy się na zachowanie drewnianego sklepiania, dzięki czemu wnętrze jest bardzo wysokie – ma ponad 8 metrów wysokości – a jednocześnie wciąż ciepłe i przytulne.
Zrobiliśmy po prostu to, co podpowiadało nam nasze serce, samodzielnie angażując się w realizację projektu. Zarówno mama, moja siostra, i ja doda- wałyśmy po swoim elemencie do każdego pomieszczenia. Między innymi tak też powstała sala diamentowa z najpiękniejszym elementem, który doskonale współgra z drewnianym sklepie- niem, czyli żyrandolami kryształowymi. To one między innymi wpływają na efekt „wow” w pomieszczeniu – zwłaszcza gdy zapali się światło. To wywiera na gościach naprawdę ogromne wrażenie.
To historia z dzisiaj. A gdybyśmy się cofnęli jeszcze nieco w czasie? Zawsze w takich miejscach, które mają jakąś duszę i historię, inspiruje mnie proces ich powstawania. Skąd ten efekt, który dzisiaj widzimy, jak to zaczęło?
Można powiedzieć, że pomysł na to miejsce narodził się już we wczesnych młodzieńczych latach mojego ojca. Gdy wyjeżdżał dorabiać za granicę, to jego uwagę przykuły niemieckie skanseny na świeżym powietrzu. I wtedy zaczął marzyć o własnym muzeum, podobnym do tamtych miejsc.
W 2014 roku w naszym miasteczku organizowano dożynki gminno-parafialne, w których braliśmy udział. Zaangażowaliśmy w nie wiele naszych sprzętów rolniczych, np. Ursusa z 1947 roku, które zostały bardzo starannie odnowione. Naszą dożynkową platformę wystylizowaliśmy na podobieństwo małego wesela. Od tego tak naprawdę się zaczęło – tata włożył bardzo dużo serca w odnowienie tych maszyn i szkoda było mu zostawić je na świeżym powietrzu, by te ponownie uległy zniszczeniu. Początkowo myślał o małym domku, prostej wiacie, która zapewniłaby im schronienie. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ta pasja przerodzi się w Skansen.
Ojciec latami jeździł po całym kraju i kolekcjonował maszyny czy inne rekwizyty, które wpadły mu w oko. Zaczęło się od wiaty, takiej troszkę muzealnej. Następnie udało mu się kupić zabytkowe wiatraki, niestety w fatalnym stanie. Według ich właścicieli nadawały się jedynie do rozbiórki, jednak my nadaliśmy im nowe życie. Jeden z nich ma ponad 200 lat, drugi 250. Odnowiliśmy je w całości, począwszy od drewnianej dachówki. Wszystko wycinaliśmy ręcznie, a w renowację zaangażowała się cała nasza rodzina i pracownicy. Domki, które znajdują się na terenie obiektu również mają ponad dwieście lat, a wzięły się z tego, że tata zauważył gdzieś domek do rozbiórki, odkupił go, ponumerował każdą deskę i odtworzył je w zupełnie nowym miejscu. Tak zaczęła się budowa swego rodzaju osady.
Pomysł na stworzenie części gastronomicznej cały czas był gdzieś z nami, lecz początkowo myśleliśmy po prostu o małej restauracji. W międzyczasie dobudowaliśmy część bankietową, a skoro już organizowaliśmy wydarzenia, to goście często pytali o nocleg. Na początku zapewnialiśmy go w ponad dwustuletniej chatce, gdzie mogło przenocować kilka osób, jednak z czasem obiekt zaczęliśmy rozbudowywać. Z tak naprawdę kilku miejsc noclegowych obecnie mamy ich 40, a jako że jesteśmy w trakcie kolejnej rozbudowy, dobijemy do 70 miejsc. Cały czas się rozwijamy.
Skansen stał się w pewnym sensie moim dzieckiem. Każdy, nawet najmniejszy szczegół przechodzi przez moje ręce. Nie korzystamy nawet z półproduktów, bo makarony czy wyroby przygotowywane są u nas. Mamy swój ogródek, własne owoce i warzywa. Tatę mianowaliśmy głównym architektem, który projektuje nowe obiekty na terenie Skansenu i wdraża swoje pomysły w życie. Dzięki niemu mamy również m.in. kaplicę na wodzie, w której także znajdują się przepiękne żyrandole od pana Marka i Ireny. W zasadzie wszędzie, gdzie powstaje jakiś nowy obiekt, tam też są również produkty Stylistic Cristal.
Niezwykle prezentuje się to nietypowe zestawienie klasycznego, żywego, prawdziwego drewna z chłodnym kryształem. Jak to się łączy?
Sami uważamy, że to połączenie wyszło spektakularnie. To faktycznie jest trochę nieoczywiste, że z drewnem zestawia się kryształ, ale właśnie ta nietuzinkowość sprawia, że wnętrze zapada w pamięć.
Skąd w ogóle ten pomysł, żeby się pojawił u was kryształ?
Od mojej mamy. Ona zawsze marzyła o tym, żeby mieć w domu duże kryształowe żyrandole. Niestety nie mogła zrealizować tego marzenia we własnym domu ze względu niski sufit. Tak więc zaproponowała, aby wdrożyć je do obiektu. Tak jak wspominałam, wszystko projektowaliśmy sami, więc kierując się własną intuicją, postawiliśmy na kryształ.
Nie każdy ma w domu osiem metrów sufitu, a jednak to ciekawe połączenie, nawet do takiego domowego wnętrza. Z jednej strony zestawiamy ciepły materiał, drewno, a z drugiej chłodny kryształ, będący jednocześnie źródłem światła. Ma to w sobie bardzo dużo tajemniczości.
Dokładnie. Mamy nawet domek na drzewie, który jest w całości wykonany z drewna – nawet wanna! Mimo to i w tej przestrzeni znalazło się miejsce na kryształ. Stał się on już swego rodzaju naszym znakiem rozpoznawczym. Oświetlenie musi być dopracowane w każdym calu.
W pani wypowiedzi bardzo mocno wybrzmiewa radość tworzenia, jednak za tym idą setki, tysiące godzin ciężkiej pracy. Czy taki wysiłek spaja rodzinę, cementuje ją i buduje, czy jednak czasami pojawiają się zgrzyty i macie po ludzku dosyć?
Nasza rodzina wyjątkowo dobrze się dogaduje. Oczywiście zawsze pojawiają się takie momenty, w których człowiek jest przemęczony i te zgrzyty jednak są. Ale to, jaką jesteśmy rodziną na pewno pokazała sytuacja, kiedy po półtora roku działalności doszczętnie spłonęła sala, w której budowę włożyliśmy całe nasze serce. Bardzo to przeżyliśmy i to były dla nas niezwykle ciężkie chwile, ale szybko podjęliśmy decyzję, że wszystko odbudujemy – i w rok powstała ona na nowo. Myślę, że to doskonale obrazuje, jak scaloną rodziną jesteśmy. Ale nie jest to tylko nasza specyfika – w Stylistic Cristal również jest bardzo rodzinnie. Dzięki temu nasza współpraca tak przyjem- nie przebiegała. Poznaliśmy się na targach w Warszawie i po nich odwiedziliśmy firmę w Gliwicach. Przejechaliśmy naprawdę niemały kawałek, jednak gdy dotarliśmy na miejsce, od razu poczuliśmy się niemal jak w domu.
O tę historię i kwestie rodzinne pytam nie bez powodu. Obiekt, który w swe progi zaprasza ludzi przeżywających ważne chwile na długo pozostaje w ich wspomnieniach. Jak czuje się para młoda, która przy- chodzi do takiego obiektu, wypełnionego niezwykłą historią i podejmuje decyzję, że to właśnie tu chce świętować najważniejsze wydarzenie w jej życiu?
Czuje się z pewnością domowo. Same wnętrza wykończone są w wysokim standardzie, każdy szczegół jest bardzo dopracowany, ale przede wszystkim my, nasza rodzina, wciąż pozostajemy dostępni naszym gościom. Jest po prostu normalnie.
Gdy pary młode przychodzą do nas na pierwsze spotkanie, zawsze skracamy ten dystans, siadamy na wygodnych sofach. Tutaj jest inaczej, bo nawet samo przyjęcie weselne nie jest tak stresujące, gdy we wnętrzu panuje spokój. Mamy strefę chillout, można sobie spokojnie usiąść, napić się kawy i porozmawiać z rodziną. Goście bardzo to doceniają.
A co jeśli akurat nie planuje się gali czy wesela?
Można do nas wpaść na kilka dni i na przykład odpocząć na łonie natury. Mimo że w naszym obiekcie organizowanych jest wiele dużych wydarzeń, to na- sza baza noclegowa jest bardzo kameralna. Dzięki temu można pochodzić po lesie, pójść na grzyby czy wygrzać się w bali w naszej strefie relaksu. Przewodzi nam po prostu motyw slow life. Przyjeżdżasz, odpoczywasz i niewiele interesuje cię poza tym. Do takiego odpoczynku serdecznie zapraszamy.
Wywiad został przeprowadzony w ramach magazynu „Przebłyski”. Specjalne wydane ukazało podczas 30. Jubileuszu Stylistic Cristal. Cały magazyn w formie PDF dostępny jest pod tym linkiem.