O duchowym znaczeniu światła, historii architektury sakralnej i współczesnych wyzwaniach stojących przed projektantami kościołów rozmawiamy z ks. kan. dr Piotrem Sierzchałą, diecezjalnym konserwatorem zabytków Diecezji Włocławkskiej.
Światło jest niesamowicie istotne z duchowej perspektywy. Nie da się go dotknąć ani złapać i bardzo trudno je okiełznać – ale też nie możemy bez niego żyć. Od rozdzielenia ciemności i światła rozpoczęło się biblijne stworzenie świata. My, jako ludzie, umiemy dziś nad światłem względnie zapanować, jednak przez większość historii świata było ono całkowicie poza naszym zasięgiem. Rodzi się pytanie – czy w niebie będzie jasno?
Na pewno! Z duchowej perspektywy mówi się, że człowiek jest przynależny światłu. Jest w pewien sposób włączony w strukturę światła, która podtrzymuje go we wszechświecie. Rozpatrując światło w ramach stworzenia, to oczywiście Bóg je stworzył. Najpierw oddzielił ciemność i stworzył światło, które towarzyszy nam do tej pory. Jednak warto zwrócić uwagę, że w Biblii światło jest synonimem nie tylko Boga, lecz ogólnie dobra. Zarówno w Nowym, jak i Starym Testamencie, a nawet później w architekturze zawsze stawiany był znak równości pomiędzy Bogiem a światłem. I to nie tylko w kulturze chrześcijańskiej czy katolickiej – niemal każde wyznanie widzi w świetle pierwiastek dobra.
Przestrzeń sakralna, przestrzeń świątyni prowadzi nas do liturgii. Z kolei liturgia wywodzi się z Pisma Świętego. To biblijne przejście z ciemności do światła również jest bardzo mocno obecne w liturgii.
Jest obecne, szczególnie w liturgii Wielkiego Tygodnia – liturgii Wielkiej Soboty czy Wigilii Paschalnej to światło jest na pierwszym miejscu. Tam symbolizuje ono Boga Ojca, Chrystusa i Ducha Świętego. Żar ognia jest zresztą symbolem również samego Chrystusa, co wybrzmiewa w słowach kapłana „Niech światło Chrystusa Zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i naszych umysłów”. Światło jest Chrystusem. To właśnie Chrystus – który teraz jest w grobie, ale niedługo zmartwychwstanie i nastanie światłość.
Symbol światła w liturgii towarzyszy nam nieustannie. Czy to w postaci świec zapalonych na ołtarzu, czy palącego się paschału podczas całego okresu wielkanocnego. Światło towarzyszy noworodkom podczas Chrztu Świętego, światło towarzyszy zmarłemu. Ta świeca – paschał – jest symbolem Chrystusa.
Mówiąc o świetle, nie możemy zapominać również o jego naturalnej formie obecnej w świątyni. Jest nią samo słońce, z którym silnie wiąże się architektura kościołów. Niegdyś orientowanie świątyni, czyli jej ułożenie względem kierunków świata odgrywało ważną rolę w jej projekcie. Prezbiterium kierowano na wschód, bo ze wschodu przychodzi Chrystus. Słońce z kolei zachodzi tam, gdzie jest wyjście z kościoła. To również niezwykle istotna symbolika. Można wyciągnąć z tego wniosek praktyczny. Jeżeli nocą, gdy nie ma słońca, ktoś zgubi się w większym mieście, gdzie będzie stary kościół, wystarczy, że spojrzy na jego bryłę. Prezbiterium wskaże, gdzie jest wschód, a wyjście – zachód.
W oparciu o światło słoneczne projektowano również strukturę okien w świątyniach, co szczególnie widoczne jest w sztuce gotyckiej. W porównaniu do sztuki romańskiej, gotyckie okna były bardzo duże i zdobione witrażami. Kościoły oświetlane były wtedy grą świateł tworzoną przez witraże. To właśnie to naturalne światło w połączeniu ze światłem świec stawianych na ołtarzach stanowiło całe oświetlenie takiego ogromnego kościoła. Razem wszystko to się pięknie łączyło.
Nawet gdy dzisiaj wejdziemy do gotyckiej czy barokowej świątyni, dostrzeżemy dużo szklanych, witrażowych bądź złotych elementów. Nic dodatkowego nie musi się palić. Jest tylko promień słońca i to on sprawia, że wszystko jest na swoim miejscu. To przepiękny koncept, w którym wszyscy uczestniczymy, nawet odwiedzając te miejsca turystycznie.
Doskonałym przykładem jest również Panteon w Rzymie, gdzie słońce pada wyłącznie przez otwór w sklepieniu. O którejkolwiek godzinie zawitalibyśmy w to miejsce, wnętrze będzie inaczej, ale zawsze ciekawie oświetlone. I to jest rola światła naturalnego. Tak działa też Bóg w naszym życiu. Każdego dnia nasza droga jest inaczej oświetlona.
To, o czym ksiądz wspomniał jest przejawem niesamowitego geniuszu projektantów tych wszystkich konstrukcji. Mieli oni pragnienie zbudowania wielkiej, potężnej, otwartej przestrzeni, ale też cierpieli na kompletny brak prądu, który umożliwiłby łatwe, z dzisiejszej perspektywy, jej oświetlenie. Łączono więc symbolikę, wypracowaną przez wieki ze względami praktycznymi. Ostatecznie architektom zależało przecież na tym, aby to słońce po prostu dotarło do wnętrza, miało się od czego odbić, którym otworem wpaść, by w tej przestrzeni przebywać.
Oczywiście. Dlatego też w późniejszym czasie w świątyniach zaczynały się pojawiać pomoce w postaci kaganków, świec, lamp oliwnych czy woskowych, dzięki którym we wnętrzu wszystko funkcjonowało tak, jak powinno.
Interesującym przykładem są wnętrza braci Asam. To architekci, którzy tworzyli w czasach baroku, a więc musieli poradzić sobie z niewielkimi wnętrzami. Potrafili je jednak tak skomponować, że wnętrze świątyni sprawiało wrażenie znacznie większego, niż było w rzeczywistości. Iluzję optyczną tworzyło złoto, naturalne światło, świece, a nawet lustra. One zresztą wprowadzają dodatkowy element światła, które się od nich odbija. Czasem więc, gdy przebywamy w niewielkich barokowych wnętrzach i gdy przystaniemy w nich na chwilę, możemy dostrzec jak, w przenośni oczywiście, to światło przemieszcza się między ołtarzami. Wtedy mówimy, że to wnętrze ma ducha. Coś w nim jest takiego, że zbliżamy się do tego światła, ono jest niemal żywe – i chcemy do tego wnętrza wejść.
Czy nie ma ksiądz wrażenia, że teraz trochę idziemy na łatwiznę? Nie potrzeba już tej finezji, wciągamy parę metrów kabla i mamy jasno.
Tak jest, oczywiście – i trudno z tego nie skorzystać, ale oczywiście trzeba to robić umiejętnie. Nowoczesne rozwiązania to tylko narzędzia, które każdy może wziąć do ręki – i albo zrobi sobie nimi krzywdę, albo użyje ich właściwie. Dlatego też powstają profesjonalne firmy zajmujące się oświetleniem budynków sakralnych – z zewnątrz, jak w ich wnętrzu, które ma być miejscem modlitwy, skupienia. Nie sztuką jest wypełnić całe pomieszczenie byle jakim, intensywnym światłem. Jaki byłby tego cel, jeśli odciąga ono uwagę od najważniejszego?
Z drugiej strony, również światłem naturalnym trzeba nadal umieć odpowiednio operować. Bywają sytuacje, że księża nie potrafią odprawić mszy bez łzawiących oczu, bo przez pół niedzieli promienie słońca niefortunnie padają na ich twarz. Dlaczego tak skonstruowano świątynie? Wiele świątyń powstawało krótko po drugiej wojnie światowej, kiedy była tendencja do szybkiego stawiania jak największej liczby kościołów. A wielu architektów zwyczajnie nie było przygotowanych do realizowania sakralnych projektów.
Gdy myślę o tym interesującym oświetleniu, które ma nie tylko wprowadzić jasność, ale też odpowiednio się prezentować i mieć w sobie swego rodzaju tajemnicę, do głowy przychodzą mi te potężne kryształowe żyrandole, często wiszące dość wysoko i przepięknie załamujące światło. Jak to jest z chłodnym kryształem w ciepłych, nastrojowych wnętrzach?
W drugiej połowie XX w. architekci byli bardzo sfrustrowani. Wokół był sam beton i wielkie płyty. Kiedy więc dostało się zlecenie wykonania projektu kościoła, stało się ono doskonałą okazją, by puścić wodze fantazji. To, czy świątynia będzie przygotowana do wymogów liturgicznych nie miało wtedy dla projektanta aż tak dużego znaczenia – i z tym niestety księża borykają się do tej pory.
Dziś jest trochę inaczej, bo mamy komisje diecezjalne, w których zasiadają architekci. Są też księża po architekturze czy historii sztuki – i jest dialog. Rozmowa jest kluczem, ponieważ nie zawsze pierwsza wersja projektu jest idealna. Czasami nawet zdarzało się tak, że w projektach brakowało miejsca na ołtarz czy konfesjonały. Z oświetleniem w tamtych czasach dylematów nie było, po prostu funkcjonowało tak, jak funkcjonowało.
Jeżeli mówimy o współczesnych obiektach sakralnych, to kryształowe oświetlenie również nie sprawdzi się w każdym wnętrzu. To niestety nie jest tak, że ksiądz wskazuje, że taki żyrandol mu się podoba i taki też koniecznie musi zostać umieszczony w centrum świątyni – mimo swego piękna może tam po prostu nie pasować. Tak jak każdy ma swoje miejsce na świecie, w kościele, tak też to miejsce ma oświetlenie. Jeśli jest to harmonijne, to projekt jako całość, łącznie z architekturą, wnętrzem i oświetleniem, ma swoje uzasadnienie. A człowiek czuje się tam wolny. Nie jest skrępowany tym, że coś tam nie pasuje. Proszę zresztą zwrócić uwagę na to, w jaki sposób podchodzi się do aranżacji wnętrz prywatnych. Podstawą jest to, abyśmy czuli się w nich dobrze. Dokładnie tak samo jest z kościołami. Księża nie powinni wstawiać żyrandola do świątyni tylko dlatego, że im się podoba.
Jak się domyślam, w takim wnętrzu widać wyłącznie żyrandol – tak bardzo odstaje on od reszty.
Dokładnie. A przecież nie do tego służy nam oświetlenie. Są też przypadki, że kryształowe żyrandole wpisane są w architekturę kościoła, dlatego że w przeszłości przyniesiono je do świątyń ze starych dworów. Na to oczywiście też musi być odpowiednie miejsce, każde wnętrze jest inne. W przestrzeniach nowoczesnych obiektów sakralnych również, co prawda, akceptowane będą kryształowe żyrandole, jednak w tej uwspółcześnionej formie. I wtedy ja też widzę tam ich miejsce.
Współpracowaliście już nieraz z panią Ireną i z panem Markiem. Skąd to zaufanie?
Z zaufaniem to jest tak, jak z dotykaniem rzeczy, o której nie wie się, czy jest gorąca, czy ciepła. Jak jest zimna, to wiem, że to jest zimne. Jak gorąca, to jednak podchodzę z pewnym dystansem. Podobnie jest, gdy zaczynamy współpracę z osobami, które mogą się przyczynić do tego, jak ostatecznie będzie prezentowało się wnętrze kościoła lub świątynia na zewnątrz. Krótko mówiąc, badamy rynek.
Ja sam panią Irenę poznałem odwiedzając targi sakralne w Kielcach. Kiedy Stylistic Cristal wystawiało się tam po raz pierwszy, nie dostrzegłem jeszcze tak dużego zainteresowania tą formą oświetlenia, ale minął drugi, trzeci rok… Tak naprawdę pani Irena nie potrzebowała wiele czasu, by zyskać zaufanie wśród innych księży. Z uśmiechem wspominam, gdy podczas któregoś już z kolei roku wspominała „proszę księdza, ja tu jestem tylko dla towarzystwa”. W tamtym czasie miała już tyle zamówień, że targi traktowała przede wszystkim jako formę kontaktu z osobami konkretnie zainteresowanymi oświetleniem do kościołów.
Podobnie było w przypadku mojej współpracy ze Stylistic Cristal. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy raz, drugi, trzeci. To właśnie ta forma spotkań przyczyniła się do tego, że takie żyrandole zawisły w niektórych kościołach, parafiach czy plebaniach, a nawet w pałacu biskupim. Jednak, aby to się wydarzyło, potrzebnych było kilka spotkań i ustaleń. Rozmawialiśmy, jak takie oświetlenie będzie wyglądać i nigdy nie było żadnych problemów ze zmianami w projekcie. To są drobne szczegóły, które budują zaufanie. A zaufanie jest dla mnie czymś więcej niż odznaczenia czy nagrody. Człowiek doceniony zostaje sam w sobie i cieszy się z tego, że inni się cieszą.
Na koniec pytanie praktyczne. Jak czyści się taki żyrandol, który wisi wysoko nad kościelną nawą?
Pamiętajmy, że kryształ rządzi się swoimi prawami. Piękny jest przez rok, dwa lata użytkowania, jednak użytkowanie kościelne znacznie różni się od tego, co znamy z prywatnego salonu, w którym przebywa rodzina i z rzadka pojawiają się pojedynczy goście. W kościele w niedzielę pojawia się tysiąc osób. Kurz podnosi się do góry, występuje para z oddechu. To powoduje, że kurz osadza się na lampach, a żyrandol powoli, ale systematycznie traci swój blask. A przecież nie po to decydujemy się na żyrandol kryształowy, żeby potem nie dawał pełni swojego efektu. Jeżeli w całej kompozycji żyrandola świecić będzie wyłącznie żarówka, to kryształ będzie martwy. Nie tędy droga.
Jednak wracając do kwestii praktycznych. W starszych kościołach również wieszano żyrandole. Wtedy wykorzystywano specjalne korby, które umieszczano na strychu kościoła. Dzięki temu żyrandole opuszczano na dół na linie. Do kościoła przychodziło wtedy kilka osób, czyszczono ten żyrandol, naprawiano ubytki, wymieniano żarówki, a następnie podciągano go z powrotem. Dziś, jeśli mam taką okazję, sam namawiam księży na takie rozwiązanie we współczesnej wersji – czyli żeby zainstalowali elektryczną wciągarkę. Wtedy raz lub dwa razy w roku opuszcza się taki żyrandol tuż nad ziemię i ręcznie się go czyści. Jeżeli jednak będziemy robili to raz na pięć lat, to zabrudzenia mogą być trudniejsze do domycia. W końcu decydując się na żyrandol kryształowy w kościele, spoczywa na nas obowiązek dbania o kryształ. Zdarza się i tak, że sam mówię innym księżom, że przydałoby się, aby w końcu wyczyścili żyrandole w swoich świątyniach. Odwlekają to oczywiście, jednak jeśli już je umyją, to potem parafianie aż dopytują, czy wymieniono lampy. Jak widać, dbanie o ich czystość ma więc ogromne znaczenie.
Wiem jednak, że gdyby pojawiły się jakieś problemy podczas konserwacji lamp, np. coś się zepsuje, wykruszy, to pani Irena zawsze służy pomocą. Nie będzie problemu z tym, by dosłać brakujący element, doradzi, jak umyć, jak coś naprawić. Zarówno w relacjach z nią, jak i z całą firmą panuje duża otwartość i to się ceni. To właśnie wpływa na to, że firmę taką, jak ta się poleca.
Tutaj postawiłbym kropkę w temacie kwestii praktycznych – i zakończmy tajemnicą. Co powiedziałby ksiądz o świetle w swoim osobistym, własnym doświadczeniu duchowym?
Najważniejsze jest to, abyśmy w ogóle umieli akceptować światło. To takie naturalne, odgórne, Boże. Żebyśmy umieli w tym świetle po prostu żyć. Pan Marek i pani Irena mają dużo światła w sobie, życzę im pielęgnowania tej Bożej iskry. I takiego Bożego światła we wnętrzu, nie tylko budynku, ale u człowieka życzę wszystkim architektom i projektantom. Dzięki temu światłu można inaczej, jaśniej spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość.
Wywiad został przeprowadzony w ramach magazynu „Przebłyski”. Specjalne wydane ukazało podczas 30. Jubileuszu Stylistic Cristal. Cały magazyn w formie PDF dostępny jest pod tym linkiem.