Kryształ, który inspiruje

O sztuce zaklętej w kamieniu, myśli uciekającej do początków wszechświata i potrzebie tworzenia tego, co piękne rozmawiamy z Arkadiuszem Mrzykiem, rzeźbiarzem, projektantem i właścicielem marki Skultura.

Gdy myślę o posiadaniu w domu dzieła sztuki, w pierwszej kolejności wyobrażam sobie samo wnętrze, a dopiero później samo dzieło. Jak reagujesz w takiej nowej przestrzeni, do której ktoś cię zaprasza? Co czujesz, gdy wchodzisz do pustego, jeszcze niekompletnego wnętrza?

 

Nie wyobrażam sobie przestrzeni bez wcześniejszego poznania jej właściciela. Staram się odgadnąć, jaka jest jego osobowość. Poznaję jego pasje, zainteresowania i często po raz pierwszy w jego życiu pokazuję mu, jak tę jego osobowość przenieść na dzieło sztuki. Na rzeźbę, która będzie mówiła wszystkim odwiedzającym, kto zamieszkuje daną przestrzeń. Tworząc Skulturę moim założeniem było całkowite wykorzystanie naszych możliwości technologicznych, intelektualnych, a jednocześnie możliwości tworzenia z osobą, która będzie przebywała w tym wnętrzu. To, aby przestrzeń odzwierciedlała osobowość inwestora jest dla mnie bardzo ważne.

 

Miałem takie przypadki, że inwestorzy wręcz dziwili się, że istnieje taka możliwość, by przelać na rzeźbę, na jakiś postument to, kto mieszka w danym budynku. Dla mnie to jest bardzo ważne, a więc wchodząc do wnętrza, najpierw rozmawiam z jego właścicielem.

 

Czy to oznacza, że częściej na swojej drodze spotykasz osoby, które mają konkretną wizję na rzeźbę? Czy jednak bliżej im do takiego nieoszlifowanego diamentu? Pragnień jeszcze bez konkretnego kształtu? Inwestor nie wie, czego chce, a to ty jesteś osobą, która odpowiada na to pytanie i próbuje to odnaleźć.

 

Zdecydowanie to drugie. Często zdarza się tak, że po takiej rozmowie, podczas której próbujemy wejść niejako w duszę drugiej osoby, otwiera się ona na poszukiwanie czegoś nowego. Obrazy, które są w jej sercu, staramy się odpowiednio przekształcić i przelać na bardziej namacalną formę.

 

Domyślam się, że aby to odkryć, potrzeba więcej niż jednego spotkania. To proces. Jak on przebiega?

 

Zacznę od tego, że jest to długi proces, bo nasze rozwiązania nie są sztampowe. Na początku wizję tę przelewamy wspólnie na papier. Szkic ulega wielu modyfikacjom, ponieważ skrupulatnie dopracowujemy go wspólnie z inwestorem. Bardzo zależy nam na tym, aby był on współtwórcą danego projektu w całym tego słowa znaczeniu. Dzięki temu powstaje sztuka, totalnie niepowtarzalna, będąca absolutnym indywiduum. Z wizji inwestora tworzymy coś namacalnego, wykonując to najlepiej, jak możemy, natomiast udział właściciela przestrzeni jest znaczący w całym tym procesie.

 

W tym, co teraz powiedziałeś z jednej strony przedstawiasz inżynierię, taki naostrzony ołówek i ciągłe dopracowywanie, a z drugiej coś bardzo nieuchwytnego, artystycznego, co skrywa głęboką warstwę duchową.

 

Bardzo trafne porównanie. Często nasze projekty przybierają formę kinetyczną, która ma się poruszać. Na pokładzie mamy więc doskonałych inżynierów, od których wymaga się spojrzenia chłodnym okiem. Jednocześnie ta część artystyczna jest dla nas równie ważna, o ile nie najważniejsza.

 

Na tym etapie mamy gotowy plan. Co dzieje się później?

 

Później trzeba to przelać na tak zwany model. Modele wykonuje się różnie. Czasami są to modele gliniane, czasami z drewna, czasem z elementów stalowych, które mają imitować ruch. Każdy detal ma znaczenie.

 

Były takie przypadki, że inwestor zmieniał szerokość spodni rzeźbionej postaci, aby były bardziej „amerykańskie”. Delikatnie zmienialiśmy pochylenie postaci, co wpływało na efekt końcowy. Jako że w naszej działalności cały czas przejawia się motyw współtworzenia projektu, gdy mamy już gotowy jego model, inwestor może obejrzeć go z każdej strony. Jeszcze nie jest to model wykonywany w realnej skali, jednak można go już dotknąć. Ostateczną formę akceptujemy wspólnie i przechodzimy do kolejnego etapu, który trwa długimi miesiącami. Wtedy każdy wie już, czego oczekuje, a rzeźbę wykonujemy w skali.

 

Wtedy zaczyna się ta część najmniej artystyczna, kiedy trzeba to po prostu wykonać, poskładać w całość.

 

Dokładnie. Na tym etapie również pojawiają się pewne wyzwania, zwłaszcza jeśli planujemy wdrożyć niestandardowe rozwiązania. W tym miejscu przychodzi mi na myśl jeden z projektów, które realizowaliśmy wspólnie ze Stylistic Cristal. „Płomień”, bo taką nazwę nosi rzeźba, jest ogromną, prawie dwumetrową konstrukcją, której monumentalność i wyjątkowość chcieliśmy podkreślić grą światła. We wnętrzu użyliśmy specjalnego 24-karatowego złota. Spędziliśmy bardzo długie godziny z Markiem wykonując bardzo niestandardową kryształową kulę o średnicy 30 centymetrów. Efekt końcowy był jednak wart tego trudu, bo kryształ, znajdujący się w środku płomienia rozpala się wieczorem poprzez czujnik ruchu i przepięknie odbija się w złocie. Udała nam się niesamowita i hipnotyzująca gra kolorów poprzez załamanie światła.

 

Szekspir powiedział, że potrzeba dyscypliny, bo bez nie da się pasji składnie wyrazić. Gdzie jest w takim razie miejsce na szaleństwo, skoro to wszystko musi być poukładane?

 

Szekspir tak o tym myślał – ale świat artyzmu, który penetruję już od 9 lat jest pełen chaosu. W pierwszych miesiącach i latach próbowałem wdrożyć jakąś organizację i harmonogramy, których nauczył mnie biznes. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna – chociaż sam etap tworzenia szkicu oraz modelu oczywiście ubrany jest w jakieś ramy czasowe, to z samą realizacją nie są związane żadne terminy. Nasi artyści nie liczą kompletnie czasu. Gdy robimy coś niesztampowego, wiem, że nie mogę naciskać na artystę, ponieważ opieramy się tutaj wyłącznie na jego talencie i pasji do tworzenia.

 

 

Jednak po wielu miesiącach pracy to dzieło w końcu się pojawia. Czy to jest ten moment, kiedy łączysz rzeźbę z pustą przestrzenią, od której zaczęliśmy?

 

Moment łączenia pojawia się dosyć wcześnie, dlatego że mając już konkretną wizję czy inspirację, próbujemy zwizualizować ją w realnej przestrzeni. Nadać naszej pracy nieco bardziej rzeczywistego charakteru po to, aby osoby, które nie mają tak rozwiniętej wyobraźni przestrzennej, wiedziały, że ten projekt jest dokładnie tym, czego oczekiwali od naszej współpracy. Że ta rzeźba, to konkretne miejsce harmonizuje z ich pragnieniami.

 

A jak to zrobić, żeby przestrzeń nie zamieniła się w muzealną ekspozycję? Abyśmy po prostu mieli ładne wnętrze?

 

Absolutnie nie wyobrażam sobie, aby jakakolwiek przestrzeń, z jaką pracujemy, zamieniła się w ekspozycję muzealną. Pojedyncze elementy we wnętrzu tworzą zupełnie inny jego odbiór. Więc gdyby pojawiło się ich zbyt dużo w jednym obszarze, na pewno takie działanie nie współgrałoby z naszą intencją.

 

Tak więc zawsze stawiamy na to, aby rzeźby były pojedynczymi elementami wnętrza. Bądź też zewnętrza, bo wiele z naszych realizacji znajduje się w ogrodach, co również stanowi nieocenione uzupełnienie architektury krajobrazu. Dzięki temu przy każdej z nich można się na spokojnie zatrzymać, odetchnąć. Chcemy dać odbiorcom tych dzieł czas na zastanowienie się, własne przemyślenia i interpretację.

 

Kiedyś tworzyliśmy swego rodzaju „ścieżkę edukacyjną”, która przedstawiała obraz powstawania wszechświata w różnych kulturach. Żeby jednak nie pozostawiać odbiorcy w dezorientacji, użyliśmy papirusów, spisanych gęsim piórem, starodrukiem – stanowiących tabliczkę informacyjną, skąd dany element wziął się w tamtym miejscu. Wyjaśniliśmy tam, że teorii jest wiele i właśnie na tej ścieżce można je zobaczyć. Tłumaczenie dzieła jednak zdarzyło nam się zaledwie ten jeden raz.

 

W swojej pracy, w tym, co tworzysz, aby pobudzić do tego myślenia czy do refleksji, współpracujesz z tymi, którzy zajmują się światłem. Jak ma się światło do rzeźby?

 

Stylistic Cristal jest ogromnym uzupełnieniem tego, co robimy, dlatego postanowiliśmy niejako połączyć te dwie firmy. Światło odgrywa ogromną rolę. Tworząc wizualizacje projektów, nasi architekci światła osobiście uwzględniają tam ten element. Nie wyobrażam sobie, aby ostatnim etapem, na jaki składa się proces tworzenia nie był dobór światła. Rzeźby często zawierają wiele drobnych elementów, które niełatwo uchwycić gołym okiem, jeśli nie zostaną one odpowiednio wyeksponowane. W naszych projektach nierzadko używamy skał, które wpływają na zupełnie inny odbiór wnętrza. Światło w takich przypadkach robi ogromną różnicę.

 

Obecnie, korzystając z możliwości Stylistic Cristal, realizujemy wspólnie projekt żyrandola, którym będzie drzewo. Marek zaopatruje to drzewo w setki punktów świetlnych. Co więcej, oświetlenie będzie zmieniać się tak, jak zmieniają się pory roku. Głównym jego założeniem jest to, aby zupełnie inne światło cieszyło nasze oko wiosną, latem, jesienią czy zimą. Jest to ogromne wyzwanie.

 

To jeszcze żyrandol, czy już rzeźba?

 

To dobre pytanie. Wydaje mi się, że jest to przede wszystkim rzeźba, dlatego że akurat we wnętrzu, w którym zostanie ulokowana, nie będzie innego oświetlenia stałego. Pożądany efekt zaczyna być dostrzegalny po południu, wieczorem, kiedy może pojawić się więcej gości lub odwiedzających.

 

Światło i rzeźba tak naprawdę są dwiema oddzielnymi częściami, które się uzupełniają. Jak na przykład wcześniej wspomniany „Płomień”, w ramach którego wykonaliśmy kryształ powiększony 30-krotnie. Efekt końcowy jest niesamowity.

 

Wspominasz o płomieniu. Chyba tam się zaczęła cała sztuka, prawda? Kiedy okiełznaliśmy ogień i zamieniliśmy w światło, nad którym panujemy. Łapiesz coś nieuchwytnego.

 

Całkowicie się z tym zgadzam. Ale czy ja je łapię? Chyba daleko mi do tego. Próbuję w pewien sposób zmaterializować to światło, które daje życie, jest czymś nieuchwytnym. A poprzez sztukę mamy właśnie okazję, aby zatrzymać się i zastanowić się nad sprawami, które w codzienności omijamy. To jest dla mnie bardzo ważne i stanowi istotę mojej pracy.

 

Wywiad został przeprowadzony w ramach magazynu „Przebłyski”. Specjalne wydane ukazało podczas 30. Jubileuszu Stylistic Cristal. Cały magazyn w formie PDF dostępny jest pod tym linkiem.